Mój dziadek hodował krowy odkąd pamiętam. Jednak jak później zauważyłem – robił to bardzo amatorsko, raczej z zamiłowania niż potrzeby zysku. Miał te kilka krów i nigdy więcej nie chciał. Jak pojawiła się jakaś więcej, chorowała lub dawała słabe mleko.
Jak przekonałem dziadka do wozu paszowego
Gdy poszedłem do szkoły rolniczej, zdobyłem trochę wiedzy, którą chciałem przekazać dziadkowi. Tam dowiedziałem się o zaletach paszowozów, o nowych mieszankach dedykowanych krowom dojnym, o wykorzystaniu przestrzeni w gospodarstwie. Dziadek nie czuł potrzeby postępu. Paszowóz widział u sąsiada i to mu wystarczyło. W sumie miał rację – dla kilku krów wóz paszowy jest nieopłacalny, ale gdyby stado powiększyć… Musiałem przekonać dziadka, że w naszej okolicy nie ma konkurenta do skupu mleka i że by mleko było dobre i było go dużo trzeba zainwestować w wysokowartościową paszę i paszowóz do ich karmienia. Koniecznie z wagą i pionowymi nożami, bo słyszałem, że te są lepsze. Dziadka interesowały wozy paszowe tak pół na pół. Nie był przekonany, bo całe życie sobie radził inaczej. Któregoś dnia jednak pokazałem mu taki w Internecie. Poczytałem mu o sposobie cięcia, mieszania, o zaletach; przekonałem go, że zawsze można taki paszowóz odsprzedać; że nie musi być na początek nowy, że zakup zwróci się po roku. Dziadek zawsze był odważny i czułem, że w końcu będzie chciał spróbować. Nie był biedny, bo miał emeryturę, a ziemia był zawsze tylko dodatkiem. Po pół roku przekonałem go i wybraliśmy się razem po wóz paszowy i po krowy, które miały przynosić zyski.
Okazało się, że największą zaletą mojego pomysłu było to, iż dziadek odzyskał wigor. Zaczął żyć tym co robił, sam poczuł, że pomysł może wypalić. Szukał informacji na temat nowych mieszanek paszowych, aż w końcu przyniosło to efekt.